O spadajacych krowach

Nic Cię w życiu nie spotyka?
Zegar prędko czas połyka,
lecz wyjść z domu nie masz chęci,
bo Cię wokół świat nie „kręci”?
Nie martw się – nie jesteś sam,
bo ja więcej takich znam.

Wymagało dużo pracy,
by zmienili się biedacy,
opuścili domu progi,
porzucając spokój błogi
i ruszyli gdzieś w nieznane,
jakby było im pisane,
przeżyć rodzaj objawienia,
co na zawsze życie zmienia.

Spada sobie krowa z nieba.
Leci szybko, nagle – „gleba” !
Ledwo spadła w górę grzbietem,
a już myśli nad odwetem,
bo to nie jest zwykłe zwierzę,
co z upadku się nie zbierze.
Ono walczy – nieporadnie
o to, kto najszybciej spadnie.
Grawitacja zaś jest wredna,
bo na ziemi krowa jedna,
lecz kolejne nadlatują
i bynajmniej nie hamują.
Zaraz obok – momentalnie,
Druga mućka – jak nie walnie!
Ledwie gwiazdy zobaczyła,
Gdy ją trzecia przywaliła,
Teraz zaś przypadek rzadki,
lecą razem dwie sąsiadki.
Jedna ma „wal”, druga – „dziel”,
a spadanie jeden cel…

W międzyczasie, na bulwarze,
słychać takie komentarze:
– „Krowy przecież gryzą trawę,
te zaś mają tu zabawę!”
– „Krowy winny dawać mleko,
a do tego im daleko!”
Człek starszego pokolenia
Tarłby oczy ze zdziwienia,
Lecz ci młodzi w Internecie
Mają lepsze rzeczy przecie.

To, co zaś jest tak niezwykłe,
Ujrzeć szanse dosyć nikłe,
Przestańże więc kręcić nosem
I użalać się nad losem,
Bo przez takie wyjście z domu,
Opowiadać będzie komu,
O tych krowach co spadały,
Bez wytchnienia, przez dzień cały.
I po prostu nie uwierzę,
Że w najlepszym komputerze,
Cały światek wirtualny,
Byłby taki namacalny.